Po sytym śniadaniu obieramy kierunek Wiedeń. Plan jest prosty.... dotrzeć do punktu pośredniego na spotkanie z częścią naszej grupy i zasłużony wypoczynek przed długą podróżą jaka wciąż przed nami. Duży ruch, remonty dróg, mgła oraz opowieści różnej treści sprawiają, że jedziemy bardzo wolno i nie zawsze właściwą drogą.
W końcu Wiedeń, krótki sen i wylot do Buenos Aires przez Madryt, gdzie blisko 10 godzinną przerwę w podróży spędzamy poza lotniskiem.
Spacerujemy głównym deptakiem starego miasta i robimy obowiązkowe zdjęcia przy pomniku niedźwiadka na Puerta del Sol, heraldycznym symbolu miasta, zbudowanym przez Navarro w 1966 roku. Legenda głosi, że pierwsi założyciele miasta osiedlili się w miejscu, w którym zobaczyli wielkiego niedźwiedzia zbierającego owoce z drzewa truskawkowego. Okolica stała się znana jako "Ursaria", co po łacinie znaczy "kraina niedźwiedzi", ze względu na licznie występujące tutaj te "pluszowe" zwierzątka, a nazwa Madryt to nic innego jak "madroño" czyli drzewo truskawkowe.
Plac Puerta del Sol stanowi także oś komunikacyjną miasta. Tu na stacji SOL krzyżują się trzy linie metra, tu każdego wieczoru zbiera się tłum rozchodzący się we wszystkich kierunkach turystów i mieszkańców... to dla wielu początek dobrej zabawy i mocnych wrażeń. Plac ma kształt półkola i zachowuje oś symetrii. Na środku stoi konny pomnik Karola III, który zyskał przydomek król-burmistrz, ze względu na olbrzymią ilość prac publicznych jaką przeprowadzono za jego czasów. To z Puerta del Sol liczy się wszelkie odległości w Hiszpanii.. to madrycki punkt zero, tak jak paryski znajduje się przy katedrze Notre-Dame.
Jeszcze rzut oka na Plaza Mayor z końca XVIII w. Możemy podziwiać m.in. pokryty malowidłami Casa de Panadería, na którego balkonie ukazywał się król, czy stojący na środku placu konny pomnik Filipa III. Do placu prowadzi aż 9 bram, ale my przechodzimy tą najbardziej znaną Arco de Cuchilleros.
Niestety, wiatr, drobny deszczyk, mocny, jesienny chłód, tłumy weekendowych turystów i zbliżający się czas wylotu, nie sprzyjały dłuższemu spacerowi.
Rozgrzani lokalnymi napojami, nasyceni widokami i tapas, po kilku godzinach, wracamy metrem na lotnisko Barajas. Startujemy z Iberią punktualnie 0.30 w towarzystwie 350 innych osób spragnionych Buenos Aires, a może Patagonii, a może z jeszcze bardziej egzotycznymi planami w swoich głowach?
J. 14-15.11.2014
Komentarze
Prześlij komentarz