Przejdź do głównej zawartości

W blasku PERITO MORENO.

Świat jest pełen naturalnych cudów, które pragniemy zobaczyć na własne oczy. To dlatego przygnało nas do Patagonii, a ta argentyńska jej część ma być szczególną ucztą dla oczu. 

Dziś wyjeżdżamy z El Calafate na całodzienne obcowanie z lodowcem Perito Moreno. Jedziemy 80 km utwardzoną drogą do parku narodowego Los Glaciares. Dróg o podobnej nawierzchni jest tu jak na lekarstwo. Z miasteczka są dwie, jedna do lodowca, druga w kierunku stolicy prowincji. Jedziemy doliną, wzdłuż jeziora Argentino o mlecznozielonych wodach. W tle ośnieżone szczyty, pojedyncze siedliska, stada koni, argentyńskich "steków" kamienista linia brzegowa i mocne słońce, a to dopiero początek pięknych krajobrazów. 

Wjeżdżamy do Parku Narodowego Los Glacieros. Witają nas chilijskie ogniste krzewy pełne czerwonych kwiatów i huk odrywających się brył lodu. Perito Moreno zajmuje olbrzymią powierzchnię przekraczającą 200 km2. Źródłem lodowca jest Południowy Lądolód Patagoński ulokowany w Andach. Gigantyczne lodowe pole to jedna z największych na świecie skarbnic wody pitnej i część światowego dziedzictwa naturalnego. 

Wokół magia krajobrazu z rzeźbami lodowymi usytuowanymi u czoła lodowca. Stoimy bardzo blisko lodowego monumentu i obserwujemy ten lodowy spektakl. Możemy zobaczyć odrywające się partie lodu, które swobodnie dryfują obok wielkiej masy. Huk, który towarzyszy odpadającym skrawkom to kolejne wrażenia zmysłowe jakie nam towarzyszą. Cała forma wygląda niepowtarzalnie w promieniach słońca i zwyczajnie zachwyca. 

Podziwianie Perito Moreno to jedna z tych chwil, które sprawiają, że nasze życie staje się piękniejsze. Dla mnie to jeden z najwspanialszych obrazów stworzonych przez naturę. Uroku otoczeniu dodaje słońce, wiatr i czerwień krzewu gorejącego wokół. Zmieniające się światło w ciągu dnia sprawia, że widoczne wokół obrazy nabierają nowego wymiaru i pokazują wciąż nowe oblicze. A wiatr, no cóż, burzy spokój wody i drzew wokół, a my zachwycamy się każdym miejscem i nawet kawę sączymy powoli, bo lodowiec zagląda nam przez okno, a wiatr nie podcina nóg. Chwilo trwaj !.

J. 21.11.2014






































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.