Przejdź do głównej zawartości

LIJIANG, piękny dzień.

Deszczowy poranek nie wróżył nic dobrego. ..ale wspólne, hotelowe śniadanie i tort niespodzianka, dla jubilata... jak co roku z 18 świeczkami, sprawiły, że nawet deszcz przestał padać. Wypoczęci i w dobrych nastrojach wyruszamy poznać leżące na wysokości 2600 m LIJIANG. Ponad milion mieszkańców i dwa odrębne byty, stare i nowe miasto. My dotarliśmy tu, aby przez kilkanaście godzin wczuć się w klimat i atmosferę tego pierwszego, liczącego ok 50 tysięcy mieszkańców.

Stare miasto zwane Wenecją CHIN z tradycyjną drewnianą zabudową i kamiennymi, wąskimi uliczkami urzeka od pierwszych chwil. Przecięte uroczymi kanałami, mostkami i zielenią. Barwne bogactwem małych, klimatycznych sklepików, dyskotek, knajpek, straganów, ludzi tańczących na ulicach dla relaksu i przyjemności czy przycupniętych gdzieś drobnych sprzedawców z koszykiem owoców, lokalnym przysmakiem lub tylko kiściem winogron. Wielu mieszkańców wciąż ubrana w tradycyjny strój swojej mniejszości lub przynajmniej nakrycie głowy. Miasta nie oszczędzają niestety trzęsienia ziemi, ale ludzie potrafią odtworzyć urok tego miejsca z dużą siłą i determinacją. 

Bliżej popołudnia liczba wszechobecnych, chińskich turystów wzrasta, by wieczorem wpłynąć na wąskie uliczki jak fala tsunami. LIJIANG to modne miejsce na krótki lub dłuższy pobyt . Miejsce dla tych z bardziej zasobnym portfelem i bogatą ofertą na jego mocne uszczuplenie. Wielu świetnie ubranych, szastających wręcz pieniędzmi, bo w CHINACH należy pokazać, że ma się pieniądze. Skromność przestała być w cenie. LIJIANG bardzo im w tym pomaga, bo to kolejna perfekcyjnie zorganizowana maszynka do zarabiania pieniędzy na naszej trasie.

Miasto nie zaspokaja potrzeb, ono je rozbudza. Genialna kooperacja całej społeczności, aby turysta zostawił jak najwięcej pieniędzy. Mimo tej świadomości miasto mnie urzekło. Pierwszy raz bez trudu znaleźliśmy przytulne, miejsce- galerię ze świetną herbatą i miłą obsługę dziewczyn z mniejszości NAXI. Pełny relaks i mała, drewniana rzeźba w ręce, kupiona bezpośrednio od mistrza utwierdziły nas w przekonaniu, że warto było tu wstąpić. Nocne przejście ulicą dyskotek pozwala na przyjrzenie się z bliska jak bawi się chińska młodzież. W każdym klubie muzyka i występy piosenkarzy, tancerzy i muzyków na żywo. Tłumy skandujące w rytm muzyki, tańczą w atmosferze luzu i pewności siebie. To także okazja do pokazania zasobności własnego portfela. Nawet jeżeli przy stole siedzi jeden Chińczyk, na stole stoi 10 lub więcej nie otwartych piw lub "tony" jedzenia. Dlaczego? To miara jego "wartości" i społecznej akceptacji. To okazja, aby zabłysnąć i wzmocnić własne ego. W tle słyszymy polskie disco polo. Ależ ten świat mały.

Nasze pierwsze obserwacje z Pekinu, że jedyną religią CHIN jest pieniądz, potwierdza także styl życia w innych prowincjach. Ten rozbuchany konsumpcjonizm to dla mnie fenomen komunistycznych CHIN. Pieniądze wydaje tu każdy, z tą tylko różnicą, że biedny mniej, bo mniej zarabia, a bogaty więcej. Państwo znalazło pracę dla każdego, a dla niektórych dodatkową okazję do szybkiego mnożenia zasobności własnego portfela. Ja nie wiem jak oni to robią, ale nazwanie tego fenomenem nie powinno być nadużyciem.

Wśród uliczek starego miasta dotarliśmy także na lokalny bazar. Tu są jeszcze prawdziwe, stare CHINY i tradycyjny jego układ. Jesteśmy jedynymi obcymi. Zza gór produktów widać mocno opalone twarze, zniszczone ręce, zmęczone twarze, przygarbione sylwetki, niechlujstwo i brud ubrań i stoisk. Ale komu to przeszkadza ? Tak było, jest i będzie chyba, że władza postanowi inaczej. Bogactwo warzyw i owoców, które zachwycają kolorem, kształtem czy zapachem, której w większości nie znamy. Mięso w gatunkach, których nawet nie staramy się poznać i podroby od których szybko odwracamy głowę.

Ogrom przypraw, grzybów, owadów, makaronów i gotowych produktów do spożycia przyprawia o zawrót głowy i potwierdza, że jedzą tu wszystko co matka natura wydała. Ale największy szok wywołuje ta część bazaru, gdzie na życzenie i w miarę potrzeb kupującego i na oczach gawiedzi zabija się np. psy, kury, króliki, konie. Tego okrucieństwa nie chciałam i nie mogłam oglądać.. szybko przemknęłam do wyjścia . Wracamy do świata, w którym pięknie opakowany i podany produkt ma dawać przekonanie, że wart jest swojej ceny i da radość na chwilę lub dłużej tak biednym jak bogatym.

Przed północą jesteśmy w hotelu i znajdujemy jeszcze czas i ochotę, aby wspólnie dokończyć to co zaczęliśmy rano, bo jubilat ma swoje prawa . Suszone mięso z jaka i lokalny 38 procentowy "napój" JIN JIOU (czytaj dzięcioł ) dopełnił porannych, lokalnych słodkości i zamknął kolejny, ale odrobinę inny dzień na naszej chińskiej trasie.

J. 15.08.2012






 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.