Przejdź do głównej zawartości

Ścieżkami HONG KONGU.

Od rana wyruszamy zobaczyć odrobinę więcej HONGKONGU niż wczoraj. To małe Państwo dziesiątków wysp, ogromnej różnorodności mieszkańców ..to taki świat w pigułce.


Obszerne miejsca luksusu z jednej strony i maleńkich sklepików, bazarów, tanich knajpek z drugiej. Nigdzie na naszej chińskiej trasie nie widzieliśmy tak dużego skupiska sklepów jubilerskich najlepszych marek uznawanych powszechnie za luksusowe. Nigdzie na naszej trasie nie było takiego bogactwa i różnorodności twarzy od barw najczarniejszej AFRYKI przez prawdopodobnie wszystkie kontynenty

Mimo długiego oczekiwania w kolejce chętnych, udało nam się dotrzeć zabytkowych tramwajem na wzgórze WIKTORII z pięknymi widokami na miasto i wybudowanym na szczycie rozległym centrum handlowym pełnym ....chińskich turystów oczywiście. Główna wyspa HONGKONG nie ma mostowych połączeń z innymi wyspami. Wciąż małe statki, promy, podwodna trasa drogowa i kolejowa, stanowią jedyny sposób komunikacji.

Sprawnie szybko, tanio. Duże wrażenie robią enklawy zieleni zatopione wśród wieżowców biurowych i budynków różnej użyteczności, gdzie bez konieczności zakupu biletów wstępu możesz wsłuchiwać się śpiew ptaków czy cieszyć oko bogactwem egzotycznych roślin. Mieliśmy też okazję dotknąć z bliska "fenomenu" dnia filipińskich kobiet, które są tu bardzo cenioną siłą roboczą. Opiekują się dziećmi, prowadzą domy itp. Każda sobota i niedziela należy tylko do nich, co oznacza, że mają dni wolne od pracy. Miasto, ulice, parki, przejścia podziemne zapełniają się grającymi w karty, leżącymi na kartonach, kocach, mocno zaangażowanych rozmową kobiet. Ich koszyki pełne picia i jedzenia ...sceneria mocno relaksowa i piknikowa. Te dni to czas tylko dla nich, często koleżanek z tej samej wsi czy miasteczka, które przyjechały tu po lepsze życie, ale często bez prawa do legalnego pobytu.

Czas mija szybko i nasza włóczęga też dobiega końca. Ostatni punkt na naszej mapie atrakcji to otwarty pokaz " światło i dźwięk" jaki tworzą budynki biurowe HONGKONGU. Codziennie o 20 -tej w rytm muzyki, nieczynne o tej porze miejsca pracy setek tysięcy ludzi, pulsują świetlną iluminacją i barwami. Pokaz nie należy do zbyt oszałamiających, ale sam fakt, że mimo ogromnych nacisków na oszczędności kosztów energii jest uruchamiany z udziałem kilkudziesięciu budynków ku radości tłumów, budzi dodatkowe zainteresowanie. Przy okazji to także świetna reklama firm dla biorących w niej udział. Mimo wszystko warto było wygospodarować tę 15 minutową przerwę w zwiedzaniu na odrobinę dodatkowych wrażeń słuchowych i wzrokowych. Dzień kończymy w poleconej nam hinduskiej knajpce, w naszej "wieży babel" raptem kilka stolików, ale schludnie i bardzo smacznie, a smak baraniny i kurczaka masala był lepszy niż te próbowane w INDIACH . I to naprawdę jedno z naszych ostatnich doświadczeń. Jeszcze tylko szybkie pakowanie, a rano start na lotnisko i oczekiwany powrót na stare śmieci. Bo wszędzie dobrze..no prawie wszędzie, ale najlepiej w DOMU.

J. 25.08.2012



 

.














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.