Przejdź do głównej zawartości

Pełny relaks c.d.

Przed południem wyruszyliśmy pokłonić się armii terakotowej. Docieramy do wijącej się kolejki chińskich turystów, którzy mają ten sam cel. Autobusy przyjeżdżają jeden za drugim i zabierają spragnionych nowych wrażeń. W autobusie, podobnie jak w innych środkach komunikacji dalekobieżnej, zachęcający spektakl jednego aktora. 

Tym razem konduktor wcielił się w rolę przewodnika nie sprzedawcy. Mówił z wielką ekspresją, wręcz na jednym oddechu, wyrzucał sylaby z większą prędkością niż ta na liczniku autobusu. Głos wznosił się i opadł, a wszystko po to, aby chiński turysta przybył na miejsce bardziej świadomy i przygotowany na kontakt z wielką turystyką ...przynajmniej tak mi się wydawało. Po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu z mniejszą wiedzą jak chińscy towarzysze podróży. Niestety, wciąż język Chanów napotyka opór naszego umysłu. 

Kolejne, świetnie zorganizowane miejsce i perfekcyjna maszynka do zarabiania pieniędzy. Jeszcze w 1975 rolnicy uprawiali tu pole i w czasie codziennych prac natrafili na coś, co okazało się terakotową armią cesarza z dynastii QING. Okrutny geniusz swoich czasów, ponad 2000 lat temu, zjednoczył CHINY, ujednolicił system miar, monetarny oraz dróg. Zgubiła go pogoń za eliksirem nieśmiertelności, ale pozostała armia terakotowa. MAO jego gorący fan, zaangażował wielkie środki w prace wykopaliskowe i możliwość udostępnienia tego odkrycia szerokim masom. Prace godnie kontynuują następcy. Dziś to kilka hal wystawienniczych z lepiej lub gorzej zachowanymi postaciami cesarskiej armii oraz muzeum. Całość otoczona rozległym parkiem, visitor center, liczne sklepy, stragany i potężna liczba chińskich turystów. Kolejne odwiedzane przez nas miejsce z listy UNESCO, skąd wyjeżdżam bez poczucia straconego czasu .

Powrót do XIAN kursowym, lekko skrzypiącym autobusem, jakby pamiętał czasy MAO, ale ze sprawną klimatyzacją co kompensowało wszelkie niewygody. Różnorodność twarzy i zachowań tubylców nie pozwoliła się nudzić ani uciąć drzemki. Jak jeden skończył bardzo głośną rozmowę przez komórkę to inny właśnie ją zaczynał i tak do ostatniego przystanku. Dobrze chociaż, że tym razem kierowca płynnie zmieniał biegi..! Szybka przesiadka w autobus miejski i ruszamy na spotkanie z Pagodą DZIKIEJ GĘSI. Kolejne cudowne dziecko dynastii TANG w otoczeniu upiększonym wyobraźnią , fantazją i wielką zdolnością do zarabiania pieniędzy przez tubylców . 

CHIŃCZYCY robią wszystko, aby naród miał chleb i igrzyska bez konieczności wyjeżdżania poza granicę ich kraju. Zbudowali imponującą infrastrukturę drogową , kolejową, lotniczą i wciąż budują. Zbudowali i budują miliony mieszkań o mniej lub bardziej ujmującej architekturze . Mam wrażenie , patrząc na to co dzieje się wokół , że gdybym wróciła w poznane już miejsca nazajutrz, to mogłabym mieć problem z ich znalezieniem. Człowiek budzi się rano i idzie po nowym chodniku, chociaż wczoraj pokonywał go skokami .

Jest gdzie mieszkać, jest czym sprawnie się poruszać, jest praca dla każdego...czas na przyjemności. Ćwiczenia fizyczne w parku i gry podwórkowe to zbyt mało. Rozpoczęło się budowanie parków masowej radości. Nie ma zabytku ...to się go wybuduje i właściwie opakuje. Chińczyk marzy o Wenecji lub austriackim kurorcie... bardzo proszę, po co jechać do Europy! Wybudować na miejscu. I jak im nie zazdrościć tej fantazji, wyobraźni i umiejętności sprzedania wszystkiego od lustereczka do .....! 

Dziś po raz pierwszy od pobytu w CHINACH zobaczyliśmy błękitne niebo. Smog przegrał ze słońcem. Temperatura blisko 40 stopni daje się trochę we znaki. Zakupiona woda wciąż znika z butelek, ale widok białych chmurek sprawia, że do słońca nie mam dziś pretensji. Dzień naprawdę łagodny w swoim przebiegu, zakończony strawą w muzułmańskim barze z piwem w ręku za zgodą, ucieszonej ilością klientów, obsługi. 

Czas na pełny relaks. O 5 wyjazd na lotnisko. Dzięki CHINA EASTERN, lokalnym liniom lotniczym, nasza podróż do CHENGDU potrwa ok 1.5 godziny zamiast 17-tu. I jak tu mieć pretensje do chińskiej kolei, że czasem brakuje biletów na przejazdy w ich wagonach. 

J. 6.08.2012







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.