Przejdź do głównej zawartości

KAGOSHIMA cd.

Rano wypływamy promem na wyspę z aktywnym wulkanem o dwóch stożkach, czyli Sakurajima,  po drugiej stronie zatoki Kagoshima. Dalej sprawna przesiadka na autobus, który serpentynami wiezie nas na wysokość 373 m n.p m, a  po drodze serwuje krótkie przystanki na tzw. szybkie foto. Ostatni przystanek to obserwatorium Younohira. Bliższy podjazd lub podejście do wulkanu nie jest możliwe. 

Od 1960 r., kiedy powstało Obserwatorium Wulkanu Sakurajima i dzięki zaangażowaniu najnowszych technologii, aktywność wulkanu jest systematycznie monitorowana co zdecydowanie zwiększa bezpieczeństwo gęsto zaludnionej prefektury Kagoshima. 

Od 1955 r. wulkan jest wciąż czynny i zdarza mu się w ciągu roku 800 różnych erupcji. Ostatnia, największa, miała miejsce w 1914 roku. Nastąpił wówczas wypływ lawy, który trwał kilka miesięcy. Potoki lawy znacznie powiększyły wyspę, łącząc  z nią wąskim przesmykiem kilka mniejszych wysp i półwysep Osumi. Na kanwie tej największej erupcji nakręcono nawet film Wrath of the Gods. W czasie naszej tu obecności wulkan wyraźnie dymił przez blisko 2 godziny. Ale największe wrażenie zrobiło na mnie kilka informacji, miejsc i obserwacji.

Pierwszy to fakt, że zatoka Kagoshima, po której płyniemy promem to tzw. Aira Caldera czyli wgnieciony wulkan w wyniku potężnej erupcji jak miała miejsce kilka tysięcy lat temu. Dziś miejsce to wypełnione wodą na głębokość 200 m jest szlakiem transportu i miejscem wypoczynku. Czyli wulkany to nie tylko góry, ale też Caldery i robi na mnie wrażenie co mamy pod kilem.

Drugi to fakt, że wszelkie materiały informacyjne o Kagoshima tak bardzo podkreślają, że udało im się zbudować równowagę w relacjach między ludźmi i naturą i żyć w pełnej symbiozie z wulkanem. Każdego dnia wykorzystują bowiem tak lawę jak wulkaniczny popiół. W przemyśle stosują go dość szeroko od budownictwa do produkcji przedmiotów codziennego użytku. Przykładem jest zielony tor tramwajowy w Kagoshima, który zbudowano  z  odpadów erupcji wulkanu tworząc bazę dla wegetacji roślin, co czyni trasę wyjątkową dla oka, a pojemniki na zbieranie popiołów wulkanicznych zrobiono z zastosowaniem samego popiołu itp.


Nad brzegiem zatoki stworzono najdłuższe w Japonii  bezpłatne Yogan Nagisa Park Foot Bath, gdzie wraz z innymi stawiamy na relaks mocząc nogi w gorącej wodzie z widokiem na Kagoshima i dymiący wulkan Sakurajima.

Na jednym ze zboczy wulkanu wzniesiono Akamizu Observatory Square jako pomnik pamięci koncertu Sakurajima-all-night concert, w którym wzięło udział 75 tysięcy ludzi, gdy w bezpośredniej bliskości wulkanu, na jego zboczach, mieszka ich tylko 6000 tysięcy. Od tego czasu stoi tu bardzo ekspresyjny pomnik wykuty w lawie " Portrait of shout"


Przy trasie wokół zbocza wulkanu, na długości około 20 km, umieszczono liczne tablice informujące o drogach ewakuacji w przypadku erupcji. Z drugiej strony łatwo zauważyć, że mieszkańcy z dużym dystansem podchodzą do zagrożeń wynikających z bliskości wulkanu.

W materiałach informacyjnych Fun to know podają Roules of Sakuraijma np. Nie bój się wielkiej erupcji jak będziesz na zboczu wulkanu, bo wszystkie promy nie będą płynąć, bo my przewidujemy duże erupcje. Nie bądź zaskoczony opadającym popiołem, bo najczęściej spada go ok. 2mm. Jeśli masz szkła kontaktowe bądź ostrożny, bo popiół może je uszkodzić. Nie martw się, popiół utrzymuje się na Tobie najdłużej 10 minut. Nie rób nic on sam opuści Twoje ciało. Badania pokazują, że popiół Sakuraijama nie jest szkodliwy dla organizmu nawet jak go połkniesz. Nie bądź zaskoczony, że nie wszyscy ludzie ubierają maski w czasie wyrzutu popiołu. A jeżeli bardzo boisz się erupcji sprawdź prognozy w w agencji Meteorologii itd..itd.

Po krótkim spacerze, pełną wulkanicznych kamieni drogą wzdłuż wybrzeża, pokrytą warstwą popiołu, opuszczamy Geo Park i wciąż nie mogę uwierzyć, że patrzymy na dymiący właśnie wulkan i że jest tak blisko. Jeszcze wczoraj  nie dymił. Dobrze, że dał nam szanse zobaczyć dziś swoje łagodne oblicze, bo mógł nie zrobić żadnego gestu w naszą stronę. Czyż nie ?

Co ważne, cały czas czułam się tu bardzo bezpiecznie. Może sprawiły to atmosfera i urok miejsca ? Mam wrażenie, że miasto jest niezniszczalne, ponadczasowe i tak bardzo przyjazne.

W drodze do hotelu wciąż przyglądam się tutejszym środkom transportu. To mój mały konik w czasie tej wyprawy, bo jestem pod ich wielkim wrażeniem bez względu na ich stan i wiek. Tym razem rowery i samochody jak ze sklepu z  zabawkami. Te pierwsze mają siodełka osadzone bezpośrednio na ramie, a te drugie są jak wykrojone z kartonu, wysokie, krótkie, brzydkie. Oba pojazdy mieszczą się wszędzie z tą różnicą, że rowery są stare i zniszczone, a samochody nowe i błyszczące. Ponadto użytkownik roweru porusza się po mieście jak kierowca skutera, z nogami w mocnym przykurczu, a użytkownik samochodu jak kierowca mini ciężarówki.

I jeszcze jedna obserwacja tutejszej rzeczywistości Pachinko czyli półlegalna zabawa w Japonii, która od 100 lat, która uzależnia Japończyków. Ciekawość wpycha nas do hali, gdzie siedzą pochłonięci grami i pewnie uzależnieni już ludzie. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. Potężny hałas automatów przeszkadzał chyba tylko nam. Kakofoniczna muzyka i rzędy błyszczących, kolorowych automatów robią potężne wrażenie. Wszyscy uczestnicy hazardu wpatrzeni w ekrany, w jednym ręku trzymają papierosa, w drugiej rączkę automatu. Świat jakby nie istniał. Gra idzie o umieszczenie kulek w środkowym otworze maszyny. Im więcej kulek maszyna wyrzuci, tym większa szansa na wygraną, a wygrana to dodatkowe błyski i hałas maszyny i... pieniądze. Zamiana kulek na pieniądze odbywa się jednak gdzieś obok, w miejscu znanym tylko graczom, bo interes jest legalny, gdy w ręku masz tylko kulki, nie pieniądze.  Dla mnie szok!

Na koniec pobytu w Kagoshima jeszcze powtórka wczorajszej kolacji, wyjątkowo smacznej i taniej. Fajnie też było wrócić do miejsca, gdzie witają Cię jak starego bywalca. Pewnie mają tu nawet szczęśliwe krowy, bo wołowina znowu smakowała wybornie, a ozorki z tofu zachwyciły nawet naszych współbiesiadników. 

J.11.10.2016







































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.