Przejdź do głównej zawartości

TOKIO nocą.

Po kilkunastu dniach nieobecności wracamy do Tokio. Trudny to dla mnie czas, bo nawet w sterylnej Japonii dopadają człowieka zdrowotne zawirowania i padam ich ofiarą. Decyduję się jednak na wieczorny spacer, a właściwie gonitwę po Tokio, bo jak nie dziś to kiedy?
Po powrocie z Nikko obieramy kierunek Shinjuku czyli komercyjne i administracyjne centrum stolicy skupione wokół największej w Tokio stacji kolejowej, przez którą przejeżdża dziennie milion pasażerów. Skala dla nas niewyobrażalna, a jednak. Co więcej gęstość zaludnienia sięga tu prawie 20 tysięcy osób/km. Skąd ten szczególny rozkwit tej cześć miasta?

Shinjuku stało się bardzo ważnym miejscem w Tokio około roku 1964, kiedy to w Japonii odbywały się Igrzyska Olimpijskie. W jego okolicach ulokowano stadion olimpijski, na który kibice dostawali się głównie poprzez Dworzec Shinjuku. Zainwestowano więc całkiem sporo w tę dzielnicę i start w nowoczesność była łatwiejsza niż w innych miejscach Tokio.

Ponadto Shinjuku leży na terenie o stosunkowo najniższej aktywności sejsmicznej, przetrwało wielkie trzęsienie ziemi w 1923 r, w którym zginęło 140 tysięcy osób. W jego zachodniej części stoi wiele najwyższych budynków, w tym siedziba Władz Stołecznych Tokio. Wchodzimy do jednego z tych budynków o dwóch strzelistych wieżach, rozdzielających się na 33 piętrze i dochodzących do 48 piętra na wysokość 243 metrów. Wjeżdżamy na 45 piętro z tarasem widokowym na nocną panoramę miasta. Zaraz po ukończeniu w 1990 roku budynek ten szczycił się najwyższym w Tokio.

45 piętro to nie tylko panorama, ale też straganiki z tym co Japończycy lubią najbardziej czyli wszelkie zabawki, pluszaki, naklejki z ulubionymi bohaterami komiksów i kreskówek w każdej formie i na każdą kieszeń. Po zakupach i zachwytach panoramą miasta molocha, przygotowano dla nich strefę uzupełniania energii, gdzie mogą coś zjeść i jeszcze przy talerzu zupy pogadać o wrażeniach dnia. A my ? Jak japońska wycieczka w Europie czyli... zdjęcie i naprzód do wschodniej części Shinjuku.

Po drodze zahaczamy jeszcze o 30 pietrowy Shinjuku NS Building. Na wewnętrznym dziedzińcu biurowca, uwagę zwraca 29 metrowy, ogromny wahadłowy zegar. Jego tarczę zamiast cyfr wypełniają znaki zodiaku. Wpisany w Księdze Guinnessa jako największy wahadłowy zegar świata. 

Na 29 piętro, ze strefą restauracyjną, dojeżdżamy zewnętrzną, panoramiczną windą. W piątkowy wieczór jest tu pewnie ciaśniej niż w ciągu pracowitego tygodnia. Zaglądam tu i tam. W większości miejsc bardzo głośno i mnóstwo swobodnych, radosnych Japończyków. Jeszcze w garniturach, ale jakby mniej formalni i skoncentrowani na celach, i bez komórek w rękach. Niektóre miejsca mocno wysmakowane designem, inne bardziej swobodne, wręcz dekadenckie... ciężkie od oparów dymu i saki. Dostępny każdy rodzaj restauracji, ceny właściwe dla miejsca i kieszeni bywalców.

I na koniec wieczoru seks w wielkim mieście czyli Kabuchiko, wschodnia część Shinjuku, skupisko barów, restauracji, zagłębie homoseksualistów i innych mniej legalnych przybytków. Dzielnica tzw. czerwonych latarni, rządzona przez japońską mafię yakuza. Idziemy z masą ciekawskich, ale i tych żądnych przygód. Nikt nie wie kto obok i jakie ma potrzeby. Wokół wszechobecny hałas, zgiełk, kolorowe neony, mrugające szyldy, plakaty, panowie i panie ubrane zachęcająco i zapraszające na małe co nieco, ale czerwonych latarni brak. Ot, taka symbolika, powszechnie używana, ale wyjątkowo tu niepasująca.

Dla mnie za dużo bodźców, totalny szum informacyjny, pełno dziwnych znaczków, których nie rozumiem, a pismo obrazkowe niby przyjazne, a jednak nie w mojej estetyce. Mnóstwo śmieci, opakowań różnej treści i ludzi o różnych potrzebach. Jedni to wyraźnie stali bywalcy, inni chcieliby, a boją się, innych zżera nieśmiałość, a jeszcze inni popatrzą, pochodzą i jutro zapomną co widzieli. A kolejna noc jak każda miniona i następne. Miejsce mniej mnie zaskakuje, a bardziej rozczarowuje i bardziej pasuje mi do Tajlandii, niż do tej uporządkowanej Japonii i chyba rozumiem dlaczego niektórzy wybierają gejsze. 

J.21.10.2016









































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.