Przejdź do głównej zawartości

W drodze do KAGOSHIMA.

Dziś opuszczamy miasto Matsumoto i wyspę Honsiu. Żegnam też miłego Pana na recepcji naszego hotelu, który przez dwa ostatnie wieczory witał mnie niskim ukłonem i koszem słodyczy.

Pana, który tak bardzo chciał być zrozumiany i tak mało był przeze mnie rozumiany, a i tak miło było z nim spędzić kilka późnych minut w lobby barze, aby napisać te kilka zdań Jemu dedykowanych. To taka kolejna odsłona Japonii. Nie rozumiesz ich języka, oni Twojego, a jest miło, inaczej, sympatycznie, zwyczajnie, prosto, ciepło i bezpiecznie mimo, że huragan CHOBA czai się tuż za Twoimi plecami, bo na Pacyfiku.

Przed nami 1300 km do pokonania na pokładzie japońskich expresów i super expresów kolejowych. Zaliczamy przesiadkę w Nagoya, Osaka i w końcu jesteśmy w Kagoshima na wyspie Kiusiu. Wyruszamy o 9.50 , a na miejsce dojeżdżamy o 18.10. Cud ? Technika? A może genialny plan i strategia budowania satysfakcji i szczęścia obywateli ? Czyli szybko na czas i bez zbędnych emocji.

Ja wciąż podziwiam ten ich kolejowy świat i fenomen japońskiej trakcji i tutejszych stacji kolejowych. Co to takiego? To takie moje prywatne określenie na ich dyscyplinę w korzystaniu z dobrodziejstwa kolei i organizację przejazdów tą drogą transportu, które mimo potężnych odległości nie pozwalają nawet na dłuższą drzemkę, bo wsiadłeś i już jesteś na miejscu. I nie ważne czy kolejowa rozdzielnia ma kilkadziesiąt czy kilka torów i w jak długiej kolejce stoisz do wagonu, bo tu wszyscy stoją w kolejce do wagonu i spokojnie w kolejności wejścia zajmują miejsca w przedziałach.

Co ciekawe. Tory te same, ale ludzie w lokalnych pociągach i Ci w expresach i super expresach to jakby drobny lifting tej samej rzeczywistości. Różni ich wyraz twarzy, język ciała, strój i wyposażenie dodatkowe. Jedwab, bawełna, świetne walizki, oprawki okularów itp. Skąd to się bierze? Odpowiedź nasunie się sama. 

Już wiem, że cena mojego trzytygodniowego przejazdu po Japonii z JRP to tyle co ich jednorazowy przejazd na odległość 1300 km. Kto może sobie na to pozwolić? Tylko Ci lepiej sytuowani czyli m.in. urzędnicy, absolwenci Uniwersytetu Tokio i im podobni. Jak znaleźć się w grupie tych, dla których przejazd Shinkansenem jest koniecznością lub codziennością? Być turystą lub w grupie above average.

Jak zarobić na bilet w tym pociągu ? Czy naprawdę praca w Japonii jest taka straszna? I jak to się ma do obecnej polskiej rzeczywistości? Jedziemy z prędkością ponad 300 km na godz. a ja myślę. co nas wyróżnia i kim są Ci, którzy siedzią obok? Czy ten kto pracuje więcej ma więcej?

Kiedy myśli się o pracy w Japonii, tak naprawdę zazwyczaj nie myśli się o pracy. Myśli się o pracoholiźmie, o karoshi czyli samobójstwie z przepracowania, o przestarzałych fundamentach społecznych i o wielkich, szklanych, nieludzkich budynkach. A więc, czy naprawdę praca w dużej firmie w Japonii to piekło na Ziemi ? Rozumienie japońskiego systemu pracy to zrozumienie uniwersyteckiego szkolnictwa, rekrutacji na nie oraz przyszłości, którą obiecują.

Do życia szkolnego japońskich dzieci często przypisuje się określenie "piekło egzaminacyjne". Mali Japończycy mają o wiele więcej egzaminów i zaliczeń, od których zależy ich przyszłość niż nasze pociechy. Nie tylko na końcu każdego etapu rekrutacji, ale także co semestr. System szkolny przypomina studia. Większa samodzielność, mniej nadzoru i nakłaniania uczniów, żeby poprawili sprawdziany, które napisali na 1. Do tego szczypta egzotyki i odmienności czyli powszechne mundurki i bardzo wyraźny podział chłopcy-dziewczynki.

Patrzę na te maluchy w pociągu i czy czeka ich piekło czy reforma systemu? I te ich bardzo spokojne mamy. Na stacjach kolejowych obserwuję głównie dzieci. Wiek nie ma znaczenia. Są słodkie, urocze, odrobinę rozkapryszone chyba, że noszą już mundurki szkolne, bo wówczas emocji i ekspresji jakby mniej. Niepokoi tylko fakt, że te w mundurkach stoją w grupach z podziałem na płeć i komórką w ręku, a maluchy męczą swoje wyjątkowo cierpliwe mamy.

Już wiem, że dostanie się na dobre studia w Japonii to efekt wieloletniej, wytężonej pracy. Nierzadko uczniowie oprócz zwykłych zajęć szkolnych chodzą do cram school, czyli szkoły zakuwania.

Jednak kiedy już dostaniesz się na świetnie studia w Japonii i reprezentujesz sobą pewien poziom intelektualny, Twoje życie jest już praktycznie ustawione. Sam uniwersytet przy piekle egzaminacyjnym wcześniejszego toku nauki jest jak cztery lata odpoczynku. 

Ciekawostka ! Praca w strukturach rządowych jest naprawdę szanowana i świetnie płatna. Do elit urzędników trafiają właśnie absolwenci Uniwersytetu Tokijskiego, czyli uczelni nr 1 w Japonii. Podstawowy błąd w ocenie pracy Japończyków leży w braku rozróżnienia między pracą dla korporacji japońskiej, a pracą dla korporacji międzynarodowej. Te dwa różne światy łączy tylko korporacyjny kod. Te miękkie jedwabne garnitury na ramionach dzisiejszych moich współtowarzyszy podróży wskazuje na grupę over average, czyli pracę w urzędach czy dużych organizacjach.

W tradycyjnych, japońskich korporacjach życie nie jest różowe. Tydzień pracy został zredukowany do 5 dni i 40 godzin i nadal w wielu środowiskach panuje service over time, czyli bezpłatne nadgodziny. W oddziałach korporacji międzynarodowych w Japonii jest trochę lepiej, bo nadgodzin co do zasady jest mniej, a tradycyjne zasady japońskiej pracy nie są przesadnie przestrzegane i są częściej płatne. Czy Japończycy naprawdę pracują dłużej ? Tak, dłużej, ale ponoć bez większego wysiłku.

Kilka zasad. Jak odnieść sukces jeżeli już przeszedłeś przez piekło szkoły i dobry uniwersytet?

Nie wychodzi się z pracy przed szefem. Kropka.

Nie wychodzi się z pracy przed osobą starszą stażem. Kropka.

Nadgodziny często nie są wykorzystywane produktywnie wystarczy wyglądać na zajętego. Kropka.

Spanie w pracy jest dobrze postrzegane. Kropka.

Doceniają "wytrwałość" pracowników, którzy zostają długie godziny i poświęcają się dla pracy. Kropka.

Tradycyjnie japońscy pracownicy nadal wychodzą z szefem na piwo po pracy. Pracujesz 10-12h dziennie i po zakończeniu pracy musisz czasem iść do baru czy restauracji z szefem i nie odmawiać alkoholu. Wracasz do domu ostatnim metrem w kiepskim stanie i dlatego rano śpisz w pociągu i w garniturze. Wreszcie zrozumiałam fenomen knajpy w Matsumoto, gdzie prawdopodobnie Ci z niższym doświadczenie zawodowym bawili się z tymi z wyższym. Ot co ! Taka nasza wojskowa, ale też mocno japońska reguła. 

Już wiem, że w firmach międzynarodowych, mających swoją siedzibę w Japonii jest zdecydowanie lepiej. Imprezy firmowe nie są codziennie, ale co tydzień lub dwa. Jest mniej nadgodzin, a one są częściej płatne. W im bardziej ścisłym przemyśle pracujesz, tym większa szansa, że trafisz na normalnego szefa 

Starać się? A po co?

Otóż w korporacjach typowo japońskich możesz być najzdolniejszy na świecie. Możesz mieć niesamowite zdolności miękkie, świetną wiedzę merytoryczną, wrodzone kompetencje menedżerskie na światowym poziomie. Awansu bez wysługi lat i tak nie dostaniesz. Najtrafniejsze jest porównanie drabinki hierarchicznej w korporacjach japońskich do wojska. Popatrz na mnie. Teraz popatrz na siebie. Teraz znowu na mnie. Jesteś tutaj tylko rok, ja już dwa. Dlatego niezależnie od tego, co zrobisz, ja i tak awansuję szybciej i będę miał dostęp do ciekawszych możliwości zawodowych. Nawet, jeśli udając zajętego przekładasz papiery na kupki, i tak jesteś przegrany o rok. 

Druga niezrozumiała dla naszej kultury rzecz, to w środowiskach zorganizowanych to nie Ty powinieneś się wybijać. Ba, nie możesz wystawać ponad szereg. Mają określenie, które trafnie określa ten stan rzeczy " w Japonii gwóźdź, który wystaje, trzeba wbić z powrotem" 

Co ciekawe struktura języka japońskiego rozróżnienia język grzeczny, którym mówimy do starszych wiekiem i stażem i ten mniej formalny. 

Na dzisiaj koniec tych złotych myśli i obserwacji. Na koniec dnia zaliczamy jeszcze kolacje w bajecznie kolorowym sushi train w Kagoshima i zapełniamy koszyk żywieniowy na wulkaniczną wyprawę, która czeka nas jutro. Hotelowy pokój malutki, ale jest wszystko czego potrzebuje turysta...czyli toaleta w pełnej automatyce, szlafroczek yukata, komplet kosmetyków i wszelkich miniaturowych drobiazgów, które potrzebujesz w podróży, a które może zapomniałeś zabrać. Japończycy wciąż mnie zaskakują.

Gdyby jeszcze nie ta CHOBA na naszych plecach i prognozy pogodowe, które nie zachęcają do wspinaczek i trekkingów. Huragan ma uderzyć w Okinawę nie w NAS. Tak blisko, ale wciąż daleko. Prognozy dla naszego terenu mówią tylko o zbliżającym się deszczu na poziomie 44 mm. No cóż trzeba uruchomić potęgę umysłu i wierzyć, że prognozy się jednak mylą. Wiara czyni cuda. Czyż nie?

I na koniec końców....dobrze wiedzieć, że ktoś tam w Europie, właśnie dziś, uporał się z problemem i rozpoczął nowy etap w swoim życiu. Trzymam kciuki za Waszą przyszłość !!

J.7.10.2016





















.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.