Przejdź do głównej zawartości

Wyspa MIYAJIMA.

Pociągowo-promowym transportem dostajemy się na wyspę Miyajima. Także dziś, bilet promowy mieliśmy w cenie JRP. Japońska kolej posiada nie tylko pociągi i autobusy, ale też promy.

Ta mała wyspa leży raptem jedną godzinę drogi od Hiroshima. To święte miejsce kultu Japończyków z olbrzymią Tori Gate, zbudowaną na wodzie. Widok torii na tle znajdującej się na wyspie góry Misen jest zaliczany do jednego z trzech słynnych i najpiękniejszych widoków w całej Japonii. Obecna konstrukcja pochodzi z 1875 roku i jest zbudowana z drewna kamforowego i cedrowego. Całość oparta na czterech nogach, ma 16 m wysokości, a jej nadproże ma aż 23 m rozpiętości. 

Mieliśmy szczęście, bo w czasie naszej obecności miał miejsce odpływ i przypływ wód z Zatoki Hiroshima. W czasie odpływu brama jakby unosiła się na wodzie, a w czasie przypływu brodząc trochę w mule i błocie dochodzimy do bramy od strony wyspy, aby zobaczyć ją z bliska i włożyć pieniążek w szpary wypełnione skorupiakami oraz wypowiedzieć życzenie z nadzieją na spełnienie.

Spacerem po wyspie docieramy też do blisko związanego z Tori Gate, sanktuarium zbudowanego na palach czyli Itsukushina Shrine. W środku tłumnie. Każdy z Japończyków wchodząc do świątyni dokonuje rytuału oczyszczenia. Wielu w skupieni odmawia modlitwę i wykonuje gesty, których moc i znaczenie znają tylko oni. 

Sanktuarium Itsukushina Shrine jest na liście światowego dziedzictwa, a część budynków i przedmiotów rząd Japonii uznał za skarby narodowe. Świątynia jest poświęcona trzem boginiom, ich boskości i patronatowi nad morzem, szczęściem, bezpieczeństwem handlu i umiejętnościom.

Bardzo ważne jest zachowanie czystości sanktuarium. Do 1878 roku nie zezwalano w nim na uroczystości związane z urodzinami czy śmiercią. Pogrzeby są na wyspie zabronione. Zmarłych przewozi się na ląd stały i tam chowa. Krewni zmarłego muszą przed powrotem na wyspę odbyć obrzęd oczyszczenia, jako Ci skażeni śmiercią. W 2004 sanktuarium zostało poważnie uszkodzone przez tajfun. Pomosty i dach zostały częściowo zniszczone, co doprowadziło do jego czasowego zamknięcia.

W czasie naszych wędrówek, praktycznie cały czas towarzyszą nam dzikie sarny, które drepczą za ludźmi krok w krok. Oswojone, wydają się przyjazne, ale chwila nieuwagi i zjedzą to co trzymasz w ręku. Nie ważne czy papier, czy pasek, czy ciastko. Niczym nie gardzą i potrafią zaskoczyć piechura w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie. Wędrują wokół wyspy podobnie jak turyści, a znaki informują, aby w kontakcie z nimi być łagodnym i cierpliwym.

Kolejne miejsce, które zachwyca to Daishoin Temple, kwartał wyznania buddyjskiego czyli Świątynia buddyjska i to najbardziej prestiżowa w zachodniej Japonii. Administrator ma przywilej i prawo odprawiać tu wszystkie rytuały związane z tym odłamem buddyzmu tzw. szkoła Omuro. Ponoć mnisi tego buddyjskiego wyznania Shingon opanowali tajny sposób poprawy pamięci.

Wzdłuż prowadzących do tego zespołu świątyń schodów ustawiono ponad 500 mnichów o bogatej mimice. To różne wyobrażenia mnicha Bosatsu. Posążki mają na głowach kolorowe czapeczki, czasem śliniaczki. Dlaczego? Rodzice, które straciły dzieci troszczą się o Bosatsu jak umieją najlepiej i jak byłby ich dzieckiem i ubierają mu czapeczki lub śliniaczki, a czasem inna część garderoby. Smutna ta symbolika mimo barw i swoistej różnorodności. 

Palę kadzidełka i łapie chwile zadumy. Wokół pięknie, wręcz mistycznie. Miejsce, gdzie chciałoby się wracać po spokój, chwile refleksji oraz taki stan ducha i umysłu, który pozwala na dystans do otaczającego nas na codzień świata.

I na koniec pięciokondygnacyjna Pagoda, zbudowana ok. 1407 roku na wysokość 28 metrów w pięknej harmonii dwóch stylów architektury japońskiej i chińskiej. Nie można wchodzić do środka, a tam znajduje się ponoć bardzo kolorowy obraz Buddy, ale i tak budzi mój zachwyt swoją dostojną, klasyczną formą.

Obok Pagody stoi nowoczesny, odporny na trzęsienia ziemi budynek skarbca, w którym zgromadzono setki bezcennych przedmiotów jak zwoje malowanego pergaminu, maski, wachlarze, zbroję czy porcelanę.

Tradycyjnie już część naszej gromadki podejmuje każde, nawet najtrudniejsze zadanie. Co dziś? Wyjście na centralnie usytuowany na wyspie, szczyt Misen czyli kolejne 535 m n.p.m. z widokiem na Wewnętrzne Morze Japońskie. Można było zdobyć go kolejką, ale proste rozwiązania nie są w kręgu ich zainteresowań. No cóż pewien typ homo sapiens tak ma!

A co kulinarnie? Dziś dzień pod znakiem ostryg. Na wodach zatoki, w pobliżu wyspy pływają hodowle tych małż i są podawane na wiele sposobów. Jemy smażone i gotowane, a i grillowane mają tu swojego amatora. Jemy z ryżem, makaronem i okonomiyaki. Jak szaleć to szaleć! Tym bardziej, że ceny wyjątkowo atrakcyjne.

J.13.10.2016



                       































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.