Przejdź do głównej zawartości

TAKAYAMA.

Przed ósmą wyruszamy z hostelu, aby dojechać do Takayamy. W lokalnych pociągach ogromny tłok, bo to pora dojazdu do pracy. Nie czuć jednak nerwowości czy zniecierpliwienia Tokijczyków. Z pokorą i w ciszy stoją w kolejce do wejścia do pociągu czy przemieszczają się po peronach.

Nikt nie taranuje drzwi, nie napiera na plecy innych dojeżdżających, nie krzyczy, nie wykazuje zniecierpliwienia. Tak wiele możemy się od nich nauczyć. "Maska" na twarzy, zero emocji, dużo pokory i cierpliwości. Starają się być bardzo delikatni, wręcz życzliwi w bezpośrednich kontaktach nawet jak czują oddech na plecach innego podróżnego. Często drzemią na stojąco lub sięgają po zaprzyjaźniony telefon, aby zabić czas dojazdu czy skierować myśli i uwagę w kierunku wirtualnego świata. 

W końcu docieramy na stację pociągu superexpress Shinkansen. Zajmujemy miejsca w wygodnym przedziale i z prędkością ponad 200 km/godz. jedziemy na zachód do Nagano, aby po przesiadce na pociąg już tylko ekspresowy, dojechać do celu.

Te pięć godzin spędzone dziś w pociągach i na dworcach pozwoliły zachwycić się ich czystością, punktualnością i prędkością. Japonia ma najbardziej rozbudowaną sieć kolei na świecie i do perfekcji opanowany system zarządzania ich ruchem. Co prawda jazda po Japonii wymaga wielu przesiadek, ale przyjazna organizacja sprawia, że nie są uciążliwe, wręcz przyjazne i pożądane jak dla wielu gejsza. Dla siebie stworzyli sieć torów pełnych komfortowych pociągów, a samochody wypchnęli światu na ich zatłoczone drogi. Ot geniusz strategii i kolejny powód wzrostu japońskiego PKB.

Każdorazowo z uśmiechem i życzliwością przyglądam się także wnikliwej kontroli JRP na wejściu i wyjściu z dworca czyli liczeniu naszej grupki i ilości JRP, które trzyma w ręku Agata. Także sprawdzanie biletów w pociągach, gdzie nisko kłaniający się kontroler, z miłym pewnie tekstem na ustach, stawia maleńkie stempelki na naszych biletach czy kilkuosobową obsługę pociągu lokalnego czy maleńkiej dworcowej stacyjki, która sprząta czy odbiera bilety od wysiadających z pociągu Bezrobocia nie ma, bo jeden przybija pieczątkę, a drugi sprawdza czy ten dobrze przybił, a trzeci dba o Twoje dobre samopoczucie. Oj wspomnień czar!

W końcu docieramy do Hida Folk Village, gdzie możemy podziwiać tradycyjną, drewnianą zabudowę i styl życia mieszkańców prowincji Hida na przestrzeni kilkuset lat. To piękne i cenne kulturowo dziedzictwo tych terenów, które od 1971 roku zachwyca i przypomina historię budownictwa i trudów życia lokalnych społeczności na tym terenie. I jeszcze Monkey's baby lokalne rękodzieło tego terenu czyli materiałowe laleczki, które przez dziesiątki lat szyły babcie wnukom jako lalkę, a dla córek z przesłaniem szczęścia w ich życiu, dobrego małżeństwa i posiadania dzieci. Dziś to turystyczna atrakcja i sposób na podtrzymanie lokalnej tradycji i pewnie niezłych dochodów.

Sama Takayama to niewielkie miasteczko, stolica górskiej prowincji Hida, gdzie wąskie uliczki wytyczają niskie, drewniane domki, które przeżyły liczne trzęsienia ziemi, a niektóre z nich liczą nawet 100 lat. Takayama to też liczne, rodzinne wytwórnie sake. Niestety, żadne próby tego trunku nie przekonały nas do jej zakupu. Japończykom zostawiamy zachwyt nad jej smakiem i wielością gatunków. Co prawda jeden z towarzyszy wyprawy pokusił się o jedną większą próbę tego trunku, ale po konsumpcji nie wyglądał jakby chciał raz jeszcze wychylić podobna porcję. 

Późnym popołudniem, po zachowaniu rytuału oczyszczenia, wchodzimy na teren świątyni i cmentarza w lesie pod górami. Cisza, spokój i żywej duszy wokół. Jeszcze muzeum historii miasta i zasłużona kolacja w lokalnej knajpce. 

Jedzenie niestety rozczarowało, ale zmęczenie pchnęło nas do hostelu, gdzie długie Polaków rozmowy skróciły nam mocno czas snu. Ale co tam... jutro kolejny pociąg, gdzie możliwość drzemki w czasie podróży mamy przecież w cenie biletu. 

J.4.10.2016




































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.