Ja delektowałam się Kagoshima, gdy grupa dzielnych zuchów wyszła, doszła, wulkan zdobyła i wróciła !. Na ciele otarcia, obicia, ponoć jakiś upadek..dobrze, że nie ze szczytu.
To druga ekipa wyjazdowa, która odważyła się na ten trekking. Niski ukłon dla mieszanki młodości, determinacji, wytrwałości, uporu i świetnej kondycji. Szczególne moje gratulacje dla Irenki. Jesteś niesamowita kobieto. Wklejam zdjęcia, które pewnie tylko odrobinkę przybliżą tę ich wyprawę.
Z uwagi na mój zachwyt tutejszymi środkami transportu najbardziej zazdroszczę przejazdu tym epokowym pociągiem, bo to perła w kolekcji wspomnień z podróży po Japonii. A i krajobrazy wokół warte wysiłku jaki w ten wypad włożono.
Wieczór kończymy w Kagoshima. Na koniec dnia smakowita kolacja w lokalnej knajpce. To taka moja nagrodą, za ten całodniowy wysiłek, dla bliskiej sercu osoby. I niby zwyczajna kolacja z wołowiną i zwyczajnymi ozorkami, a jednak nie zwyczajna, bo japońska i dodatkowo po zdobyciu wulkanu 924 m n.p.m. Dla mnie nie codziennością jest wejście na szczyt wulkanu, powrót z plecakiem pełnym dobrych wspomnień i zrobione specjalnie dla mnie zdjęcie kwitnących wiśni. Kwiat wyjątkowo skromny, ale pomysł wyjątkowo miły.
J.10.10.2016
Komentarze
Prześlij komentarz