Przejdź do głównej zawartości

TOKIO pożegnanie.

Dzień zaczynamy na odwiedzanej przez nas każdego dnia, stacji kolejowej Kameido, aby dotrzeć do Asakusa, historycznej dzielnicy miasta. W okresie Edo, gdy Japonią rządził Tokugawa, ówczesne Tokio podzielone było na dwie cześci. Yamanote, gdzie stały rezydencje Panów feudalnych oraz Shitamachi, gdzie żyli pozostali mieszkańcy. Asakusa położona w części dla ludu była miejscem ich rozrywki z teatrami kabuki, herbaciarniami, domami publicznymi dla wojowników.

Najbardziej znaną atrakcją Asakusa jest buddyjska świątynia Sensoij, której historia sięga 628 r. Według legendy dwóch rybaków wyłowiło wówczas z rzeki Sumida posąg bogini Kannon i dla tego wizerunku wzniesiono tu w 645 roku świątynie. Rybacy też doczekali się swojej. Na polecenie Tokugawy Iemitsu w 1649 roku zbudowano kolejną, obok Sensoij, gdzie dwaj rybacy i fundator, feudalny możnowładca, czczeni są jak bóstwa.

Do świątyni idziemy drogą, która swój początek bierze przy Bramie Pioruna czyli Kaminari-mon z ogromnym czerwonym lampionem. Strzegą ja dwa potężne posągi Boga Wiatru. Do głównego budynku świątyni, gdzie się czci boginie Kannon prowadzi jeszcze jedna Brama Skarbów czyli Hozo-mon. Równie wielka jak pierwsza. Na Hozo -mon, wisi specjalna słoma, która ściąga z wchodzących złą energię, a kiedy słoma wysyci się złą energią, wymienia się ją na nową. Jeżeli chcemy mieć dobrą karmę, bywajmy tu jak najczęściej. Takie proste. Przez nią wkraczamy już na wewnętrzny teren świątyni Senso-ji.

Jak w większości buddyjskich kompleksów świątynnych także tu jest pięciopiętrowa pagoda, krużganki otaczający główny budynek, palenisko, w którym umieszcza się kadzidła, w dymie których należy się okadzić, bo dym oczyszcza duszę i fontannę, w której należy obmyć ręce przed wejściem do Kannon-do. Japończycy cieszą się, kiedy powtarza się za nimi obrzędy i jest to w ich przekonaniu przejaw szacunku do ich kultury i obyczajów. 

Pomiędzy bramami przeciskamy się przez tłum kupujących i pielgrzymujących jaki wypełnia Nakamise czyli uliczka pośród sklepów.. Po obu jej stronach stoją małe sklepiki oferujące tradycyjne produkty, pamiątki i liczne przekąski. Najwięcej słodyczy.... rożki z kruszonym lodem z sokiem, dango na patyku, daifuku z ubitego ryżu z nadzieniem fasolowym i moje ulubione yokan z fasoli. 

Ponoć rocznie tą uliczką między bramami, w drodze do świątyni, przechodzi 30 mln ludzi. Większość obecnych radosna, roześmiana, skupiona bardziej na zdjęciach, zakupach niż modlitwie. Wystarczyło półgodziny w tym tłumie i chciałam stąd jak najszybciej uciec w spokojne miejsce, bo trudno tu o chwilę skupienia czy modlitwy.

Idziemy w stronę rzeki Sumida i już na moście, w pełnej krasie, złoty budynek firmy Asahi czyli słynny japoński browar. Budynek o kształcie symbolizującym szklankę złotego piwa z białą pianą. Tuż obok znajduje się dziwaczny, mniejszy budynek, mnie przypomina znicz, ale wszyscy nazywają go złotą kupą. Nad nimi góruje wielka chluba miasta, Tokyo SkyTree czyli Tokijskie niebiańskie drzewo. 

Na bulwarze Sumida prawie pusto mimo niedzielnej pory. Od czasu do czasu spotkamy pojedynczego biegacza, spacerowicza, wędkarza czy artystę ze szkicownikiem w ręku. Sumida, długości 23 km płynie historycznym korytem rzeki Arakawa, a jej sztucznie wykonane koryto omija centrum Tokio.

Wprost z bulwaru przysiadamy na krótki odpoczynek w parku Yasuda w odległości kilku minut od naszego kolejnego przystanku, stadionu Sumo i stacji Ryogoku. Park Yasuda swoje życie zaczął w jeszcze w czasach samurajów. Spadkobierca terenu, Pan Kyu-Yasuda przekazał park na cele publiczne, po swojej śmierci w 1922 roku. Jest pierwszym prywatnym parkiem udostępnionym publicznie bez opłat. Teren nie miał jednak szczęścia. Uległ dużemu zniszczeniu w czasie wielkiego trzęsięnia ziemi w 1923 roku, a i rzeka Sumida w czasie powodzi też go nie oszczędza. Ostatnią dużą renowację przechodził w 1971 roku. W parku pojedynczy ludzie, a ja zastanawiam się jak oni spędzają wolny czas ?

W końcu Ryogoku to głównie świat sumo. Stadion mieści trzy z sześciu odbywanych turniejów sumo, styczeń, maj, wrzesień, a w nim maleńki sklepik z pamiątkami. Dzielnica żyje sumo. Hala wejściowa dworca dedykowana największym z największych w tym sporcie. Na pobliskich ulicach wiele miejsc, gdzie ćwiczą zawodnicy czy knajpek, gdzie zjedzą miskę swojego ulubionego dania chanko-nabe. Jak go przygotować ?

300 g karkówki wieprzowej bez kości, 200 g tofu, 200 g makaronu udon, 30 g grzybów enoki, 2 marchewki,1,5 l wody,1 cebula,1 łyżka oleju,1 ćwiartka włoskiej kapusty,1 mały seler,1 łyżka mąki ryżowej,1 łyżka jasnego sosu sojowego, pęczek szczypiorku, sól, pieprz i...30 minut i tłuściutkie palce lizać.

Pozostał ostatni punkt naszego programu, no prawie ostatni, pałac cesarski. Być w Tokio i nie spojrzeć na rezydencje rodziny cesarskiej byłoby nieporozumieniem. Docieramy na dworzec Tokio w dzielnicy Marunouchi. To w tej części Tokio stał kiedyś pałac szogunów Tokugawa i posiadłości największych feudałów. Sama dzielnica ma charakter biznesowy i najbardziej prestiżowy zespół rezydencjalny czyli pałac cesarski. Odrestaurowany budynek dworca, z czerwoną elewacją, na który przyjeżdża 3000 pociągów dziennie, otoczony wieżowcami, sklepami, restauracjami robi bardzo dobre wrażenie i mocno kontrastuje z przestrzenią wokół.

W miejscu obecnej rezydencji stała pełna przepychu siedziba szogunów, wybudowana jeszcze w XVI wieku. Kompleks ówczesnych budynków mocno zniszczyło bombardowanie Tokio przez Amerykanów w 1945 roku. Po wojnie odbudowano go w kształcie z lat panowania cesarza Meiji, który przejął zamek po upadku szogunatu. Miejsce, gdzie wznosi się pałac jak i cała dzielnica ma najdroższą ziemię w Japonii i jest objęta szczególnymi restrykcjami np pod pałacem nie biegną żadne linie metra, ani kolei.

Rezydencje podziwiamy z daleka, ale i tak dobrze było tu być, bo to jedyne cesarstwo na świecie i zwyczajnie uruchomia wyobraźnię. Co więcej to nie tylko cesarska przestrzeń, wielu ludzi na rowerach, piknikach, organizowanych ulicznych festynach, gdzie nauka ikebany, szycia przytulanek czy sprzedaży własnoręcznie wyrabianych ciasteczek i porcelany nadaje dzielnicy ludzką twarz. 

I na koniec końców, Ci z lepszym samopoczucie jadą jeszcze do dzielnicy Akihabara, centrum elektroniki i otaku czyli popkultury związanej z manga i anime. Wielopiętrowe centra gier nie zatrzymały ich jednak na dłużej, bo dość szybko wracają po ostatniej w Japonii porcji sushi.

Historia zatoczyła koło i przed nami już jutro naprawdę ostatni przejazd pociągiem w tym kraju, na lotnisko Narita i... bardzo mnie to cieszy. Ale czy można się dziwić mojemu przesytowi japońskim, luksusowym wręcz transportem, po pokonaniu 6000 tysięcy kilometrów w ciągu 21 dni ? A do tego przedreptane na własnych stopach i przejechane na dwóch kółkach blisko 500 km. Medal za wytrwałość i kondycję dla wszystkich za ten survivalowy wręcz wyczyn.


J.23.10.2016




















          



























































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polskie ślady w WIEDNIU, cz.2

Dziś wyruszamy m.in śladami Jana Franciszka Kulczyckiego w przekonaniu, że mniej Wiedeńczyków pamięta kolejną rocznicę wielkiego zwycięstwa nad Turkami niż pije kawę, bo jak głosi popularne ponoć w Wiedniu powiedzenie koniec świata poznacie po tym, że w Wiedniu zamkną kawiarnie. Postanawiamy więc iść tropem naszego rodaka, który odegrał niebagatelną rolę tak w bitwie z wojskami wezyra Kara Mustafy jak i w rozpowszechnieniu picia kawy w Wiedniu, a tym samym w całej Europie.

Polskie ślady w WIEDNIU, cz. 1

Już nie liczę ile razy mijałam tablicę drogową z napisem Wiedeń, ale wiem, że każdy mój pobyt w tym mieście daje mi mnóstwo radości i okazji do łączenia przyjemnego z pożytecznym. Stolica Austrii jest bardzo dobrze opisana w przewodnikach i wyjątkowo przyjazna dla zwiedzających. Sama wielokrotnie z nich korzystałam, aby dotrzeć do kolejnych miejsc, które pozwalają wciąż na nowo odkrywać to magiczne miasto. 

Detoks w POKRZYWNEJ.

To moja szósta wyprawa w głąb siebie. Po czterech latach przerwy w zmaganiach z samą sobą, marzyłam o wyciszeniu, relaksie i lepszym samopoczuciu fizycznym. Za oknem piękne słońce, a w głowie narastająca od wielu miesięcy motywacja do zmierzenia się z totalnym detoksem ciała i umysłu. Totalny, bo to będzie naście dni bez jedzenia i z dużą dawką fizycznej aktywności w bliskości z naturą i wśród ludzi o podobnych tęsknotach.